Wszystkich czytających proszę o zostawienie komentarza.
Wystarczy chociażby "Czytam".
Chcę wiedzieć, ile was jeszcze jest.
- Alex do cholery, rusz się!
- No przecież idę... - odburknął.
Świetnie - pomyślałam.
- Za godzinę maja tu być, a my nie jesteśmy przygotowani.
- Uspokój się... - objął mnie w talii i delikatnie pocałował.
- Nie mam czasu. - delikatnie go od siebie odepchnęłam. Mój dom wyglądał, jakby przeszedł po nim huragan. W kuchni wszędzie walało się śmieciowe żarcie i napoje. Gdzieniegdzie leżały balony. O salonie nawet nie wspomnę. One były wszędzie! Oczywiście, balony były pomysłem Sophie. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, ze gdzieś poszła. Nic nam o tym nie mówiąc. A zarzekała się, ze pomoże... Na dodatek, Alexowi też się nie spieszyło, żeby mi w czymś pomoc. I tym oto sposobem, zostałam ze wszystkim sama.
- To co mam w końcu robić? - przysiadł na oparciu kanapy i patrzył na mnie wyczekująco.
- Alex... Rób cokolwiek. Rozwieś balony, serpentyny...
- Ale to był pomysł Soph... - przerwał mi.
- Zachowujesz się jak dziecko. Jak widzisz - jej tu nie ma. I nie, nie będą tu tak leżały. Wiec powieś je, wyrzuć, zrób coś, cokolwiek. Byle by nie leżały na ziemi. Idę sprzątać kuchnie... - nie czekając na odpowiedz, odwróciłam się na pięcie i wyszłam do kuchni. Zaczęłam zbierać walające się po podłodze paczki z chipsami do reklamówki. Gdy już skończyłam, zawiązałam ją i położyłam na półce. To samo zrobiłam z resztą przekąsek. Gdy w kuchni wszystko było gotowe i wyglądało to już w miarę dobrze, wróciłam do salonu. No i zobaczyłam to, czego się spodziewałam. Alex z balonami byli praktycznie w tym samym miejscu, co uprzednio. No, może odrobinę dalej. Kilka balonów wisiało przy drzwiach wejściowych.
- Ty sobie chyba jaja robisz... - powiedziałam rozzłoszczona.
- No, bo wiesz... Nie wiem gdzie mam je zawieszać... - odwrócił wzrok.
- Idź mi stąd. Zejdź mi z oczu. Posprzątaj mój pokój, rób cokolwiek. Albo pościel łóżko w pokoju gościnnym, ale błagam, zejdź mi z oczu.
- No nie gniewaj się... - chciał złapać moją rękę, ale w porę mu ją wyrwałam.
- Powiedziałam coś. Idź mi stąd.
- Eh... - westchnął i ruszył na górę. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do Sophie. Odebrała niemalże natychmiast.
- O! Własnie miałam do ciebie dzwonić. Będę za jakieś dziesięć minut. Zabrakło mi balonów i wstążeczek.
- Sophie... Czy ty chcesz, żebym już całkiem straciła cierpliwość?
- Jeju, Cas... Uspokój się. Przecież mamy jeszcze dwie godziny!
- Tak się składa, że zostało nam trochę ponad pół godziny...
- Ach. No tak. Zapomniałam Ci powiedzieć. Będą trochę później, dlatego wyszłam.
- Zaraz zwariuje... Masz tu być w ciągu pięciu minut. Aha! I najpierw uporaj się z tymi balonami. Dopiero później zajmiesz się następnymi. Pa. - rozłączyłam się, zanim zdołała cokolwiek powiedzieć.
Usiadłam na kanapie, miałam już ich dość. Gdybym nie przycisnęła Alexa, nie powiedziałby mi o tej imprezie. Nie wyobrażam go sobie jako organizatora.
Sophie wróciła, zajęła się balonami, a Alex sprzątał górę. Ja natomiast siedziałam bezczynnie na kanapie. Byłam już za bardzo tym wszystkim zmęczona. Chciałam po prostu odpocząć.
Gdy Alex skończył swoja robotę zszedł na dół i pomógł rozwieszać Sophie balony. I wtedy dotarło do mnie, że to JA będę musiała posprzątać cały ten bałagan - masę balonów i innych dupereli. Ta myśl nie poprawiła mi humoru. Jeszcze bardziej mnie wkurzyła.
Sophie nareszcie oznajmiła mi, że skończyła z balonami. Jak dla mnie, tego wszystkiego było trochę za dużo, ale cóż mogę na to poradzić. Gdybym powiedziała, że mi się nie podoba, śmiertelnie by się na mnie obraziła. A to nie wróży nigdy nic dobrego.
W końcu mogłyśmy się zabrać za przygotowywanie przekąsek. Rozsypałyśmy chipsy do misek, ciasteczka trafiły na talerzyki. Wszystko to ułożyłyśmy na wysepce w kuchni. Alex w tym czasie bawił się w DJ'a. Robiliśmy z tych urodzin nie wiadomo co. Mieliśmy żarcia jak dla stada bydła, a było nas tylko pięcioro.
Wszystko było już gotowe. Pozostało tylko czekać na przyjazd naszych kochasi. A czas dłużył się nam niemiłosiernie. Soph poprawiała jeszcze tylko dla niej widoczne niedociągnięcia, gdy tymczasem ja i Alex siedzieliśmy przytuleni na kanapie. W sumie, każdy z nas się denerwował. Ja bałam się reakcji Jen. Mogła zareagować na wiele sposobów. Bałam się, że może jej się to nie spodobać. Mogła też powiedzieć, że wszystko to jest niepotrzebne. Chociaż sama uważałam, że po części jest to wyolbrzymione, to chciałam, aby spodobał się jej ten nadmiar wszystkiego.
I nagle się stało.
Dzwonek.
Niespodziewany, a jednak tak długo wyczekiwany.
Sophie podeszła szybko do drzwi i je otworzyła. Najpierw, z impetem, weszła Jen. Zaraz za nią Ron, z dwiema torbami, trochę jak posłuszny piesek, ale w jego oczach widać było radość - oznaka, ze wyjazd się udał.
- Ty mała żmij... - Jen ruszyła w moją stronę, grożąc mi palcem. I nagle stanęła jak wryta. - Naprawdę was nienawidzę. - uśmiechnęła się, a jej oczy zaszkliły się od łez radości.
Wstałam i podeszłam do przyjaciółki.
- Wszystkiego najlepszego, Jenna. - powiedziałam mocno ją przytulając. Reszta nie czekała długo i dołączyła do nas.
Impreza rozpoczęła się grupowym uściskiem dla wspaniałej solenizantki.
____________________________________________________
Tak, wiem. Strasznie krótko.
Ale no... Nie chciałam napychać tego zbędnymi rzeczami.
A poza tym...
Nareszcie coś się pojawiło!
No i mam nadzieje, ze wena powróciła na dobre i częściej będzie się cos pojawiać ;3
Cieszycie się?
Tak więc...
Ktokolwiek to czyta, niech zostawi komentarz.
Chcę wiedzieć, ile osób zostało.
Także...
Do następnego mychy <3
~Bonia