sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 19

Wszystkich czytających proszę o zostawienie komentarza.
Wystarczy chociażby "Czytam".
Chcę wiedzieć, ile was jeszcze jest.






- Alex do cholery, rusz się!
- No przecież idę... - odburknął.
Świetnie - pomyślałam.
- Za godzinę maja tu być, a my nie jesteśmy przygotowani.
- Uspokój się... - objął mnie w talii i delikatnie pocałował.
- Nie mam czasu. - delikatnie go od siebie odepchnęłam. Mój dom wyglądał, jakby przeszedł po nim huragan. W kuchni wszędzie walało się śmieciowe żarcie i napoje. Gdzieniegdzie leżały balony. O salonie nawet nie wspomnę. One były wszędzie! Oczywiście, balony były pomysłem Sophie. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, ze gdzieś poszła. Nic nam o tym nie mówiąc. A zarzekała się, ze pomoże... Na dodatek, Alexowi też się nie spieszyło, żeby mi w czymś pomoc. I tym oto sposobem, zostałam ze wszystkim sama.
- To co mam w końcu robić? - przysiadł na oparciu kanapy i patrzył na mnie wyczekująco.
- Alex... Rób cokolwiek. Rozwieś balony, serpentyny...
- Ale to był pomysł Soph... - przerwał mi.
- Zachowujesz się jak dziecko. Jak widzisz - jej tu nie ma. I nie, nie będą tu tak leżały. Wiec powieś je, wyrzuć, zrób coś, cokolwiek. Byle by nie leżały na ziemi. Idę sprzątać kuchnie... - nie czekając na odpowiedz, odwróciłam się na pięcie i wyszłam do kuchni. Zaczęłam zbierać walające się po podłodze paczki z chipsami do reklamówki. Gdy już skończyłam, zawiązałam ją i położyłam na półce. To samo zrobiłam z resztą przekąsek. Gdy w kuchni wszystko było gotowe i wyglądało to już w miarę dobrze, wróciłam do salonu. No i zobaczyłam to, czego się spodziewałam. Alex z balonami byli praktycznie w tym samym miejscu, co uprzednio. No, może odrobinę dalej. Kilka balonów wisiało przy drzwiach wejściowych.
- Ty sobie chyba jaja robisz... - powiedziałam rozzłoszczona.
- No, bo wiesz... Nie wiem gdzie mam je zawieszać... - odwrócił wzrok.
- Idź mi stąd. Zejdź mi z oczu. Posprzątaj mój pokój, rób cokolwiek. Albo pościel łóżko w pokoju gościnnym, ale błagam, zejdź mi z oczu.
- No nie gniewaj się... - chciał złapać moją rękę, ale w porę mu ją wyrwałam.
- Powiedziałam coś. Idź mi stąd.
- Eh... - westchnął i ruszył na górę. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do Sophie. Odebrała niemalże natychmiast.
- O! Własnie miałam do ciebie dzwonić. Będę za jakieś dziesięć minut. Zabrakło mi balonów i wstążeczek.
- Sophie... Czy ty chcesz, żebym już całkiem straciła cierpliwość?
- Jeju, Cas... Uspokój się. Przecież mamy jeszcze dwie godziny!
- Tak się składa, że zostało nam trochę ponad pół godziny...
- Ach. No tak. Zapomniałam Ci powiedzieć. Będą trochę później, dlatego wyszłam.
- Zaraz zwariuje... Masz tu być w ciągu pięciu minut. Aha! I najpierw uporaj się z tymi balonami. Dopiero później zajmiesz się następnymi. Pa. - rozłączyłam się, zanim zdołała cokolwiek powiedzieć.
Usiadłam na kanapie, miałam już ich dość. Gdybym nie przycisnęła Alexa, nie powiedziałby mi o tej imprezie. Nie wyobrażam go sobie jako organizatora.
Sophie wróciła, zajęła się balonami, a Alex sprzątał górę. Ja natomiast siedziałam bezczynnie na kanapie. Byłam już za bardzo tym wszystkim zmęczona. Chciałam po prostu odpocząć.
Gdy Alex skończył swoja robotę zszedł na dół i pomógł rozwieszać Sophie balony. I wtedy dotarło do mnie, że to JA będę musiała posprzątać cały ten bałagan - masę balonów i innych dupereli. Ta myśl nie poprawiła mi humoru. Jeszcze bardziej mnie wkurzyła.
Sophie nareszcie oznajmiła mi, że skończyła z balonami. Jak dla mnie, tego wszystkiego było trochę za dużo, ale cóż mogę na to poradzić. Gdybym powiedziała, że mi się nie podoba, śmiertelnie by się na mnie obraziła. A to nie wróży nigdy nic dobrego.
W końcu mogłyśmy się zabrać za przygotowywanie przekąsek. Rozsypałyśmy chipsy do misek, ciasteczka trafiły na talerzyki. Wszystko to ułożyłyśmy na wysepce w kuchni. Alex w tym czasie bawił się w DJ'a. Robiliśmy z tych urodzin nie wiadomo co. Mieliśmy żarcia jak dla stada bydła, a było nas tylko pięcioro.
Wszystko było już gotowe. Pozostało tylko czekać na przyjazd naszych kochasi. A czas dłużył się nam niemiłosiernie. Soph poprawiała jeszcze tylko dla niej widoczne niedociągnięcia, gdy tymczasem ja i Alex siedzieliśmy przytuleni na kanapie. W sumie, każdy z nas się denerwował. Ja bałam się reakcji Jen. Mogła zareagować na wiele sposobów. Bałam się, że może jej się to nie spodobać. Mogła też powiedzieć, że wszystko to jest niepotrzebne. Chociaż sama uważałam, że po części jest to wyolbrzymione, to chciałam, aby spodobał się jej ten nadmiar wszystkiego.
I nagle się stało.
Dzwonek.
Niespodziewany, a jednak tak długo wyczekiwany.
Sophie podeszła szybko do drzwi i je otworzyła. Najpierw, z impetem, weszła Jen. Zaraz za nią Ron, z dwiema torbami, trochę jak posłuszny piesek, ale w jego oczach widać było radość - oznaka, ze wyjazd się udał.
- Ty mała żmij... - Jen ruszyła w moją stronę, grożąc mi palcem. I nagle stanęła jak wryta. - Naprawdę was nienawidzę. - uśmiechnęła się, a jej oczy zaszkliły się od łez radości.
Wstałam i podeszłam do przyjaciółki.
- Wszystkiego najlepszego, Jenna. - powiedziałam mocno ją przytulając. Reszta nie czekała długo i dołączyła do nas.
Impreza rozpoczęła się grupowym uściskiem dla wspaniałej solenizantki.









____________________________________________________







Tak, wiem. Strasznie krótko.
Ale no... Nie chciałam napychać tego zbędnymi rzeczami.
A poza tym...
Nareszcie coś się pojawiło!
No i mam nadzieje, ze wena powróciła na dobre i częściej będzie się cos pojawiać ;3
Cieszycie się?
Tak więc...
Ktokolwiek to czyta, niech zostawi komentarz.
Chcę wiedzieć, ile osób zostało.
Także...
Do następnego mychy <3
~Bonia

wtorek, 2 września 2014

Ważna informacja

Hej. Mam zle wiadomosci...
Zawieszam bloga. Nie wiem na ile, ale kiedys wroce. Po prostu nie mam czasu.
Nowa szkola i w ogole...



Nie no. Zarcik xd
Bloga nie zawieszam. Rzeczywiscie nowa szkola itd, ale to tam nic. Ja zawsze mam czas xd
Po prostu brakuje mi weny i to mnie boli.
Probuje tez nadrobic anime, a mam tego dosyc sporo.
Postaram sie jeszcze dzis cos naskrobac, moze mi sie uda i wstawie niedlugo.
Tak wiec nie martwcie sie. Juz niedlugo beda sie pojawiac rozdzialy i postaram sie nawet wstawiac je co tydzien w niedziele tak jak wczesniej.
Tak wiec do zobaczenia niedługo :D

niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 18

    Impreza urodzinowa Jen zbliżała się wielkimi krokami. Ron dowiedział się, że Alex powiedział mi o niespodziance dla Jen, dlatego też pomagałam im w zorganizowaniu tego. Ron wtajemniczył mnie do końca.         Ma zamiar zabrać Jen na długi weekend nad jezioro, które leży jakąś godzinę drogi od nas. W dzień powrotu ma się odbyć impreza urodzinowa Jen. Początkowo miała być u Alexa, ale jako, ze moich rodziców w ten dzień nie będzie, impreza odbędzie się u mnie. 
    W zasadzie, Sophie tez w jakimś stopniu wtajemniczyliśmy. Wie, ze przygotowujemy coś dla Jen, ale jeszcze nie wie co. Potrzebna nam jest jej pomoc w odciągnięciu uwagi Jen od nas, dlatego musiała się co nieco dowiedzieć.
    Na razie nie wiemy tylko, jak utrzymać ich wspólny wyjazd w tajemnicy do samego końca. Przecież Jen nie może tam jechać z niczym.


 - Na pewno wiesz, co masz robić? - odezwał się Ron. Siedzieliśmy we trojkę w moim pokoju.
 - Tak, wiem. Uspokój się już... - uśmiechnęłam się do niego.
 - Cas ma racje. Stary, idź odpocząć, jutro wyjeżdżasz. - Alex objął mnie ramieniem.
 - Jeśli wiecie, co macie robić, to chyba już pójdę... Dobranoc - posłał nam ciepły uśmiech i ruszył do wyjścia.
 - Pa. - odpowiedzieliśmy mu równocześnie, on zaś wyszedł, a my zostaliśmy sami. 
 - Kiedy wracają twoi rodzice?
 - W poniedziałek. Mówiłam Ci już.
 - Wiem, wiem. A Sophie?
 - Mówiła, ze dziś nocuje u koleżanki...
 - Nie masz nic przeciwko, bym został tu z Tobą i dotrzymał Ci towarzystwa? - uśmiechnął się.
 - Nie mam.
 - Nie?
 - No przecież mowie. Mam Ci ścielić w gościnnym, czy sobie odpuścić, bo i tak masz zamiar przemknąć się do mnie?
 - Odpuść. - uśmiechnął się łobuzersko i delikatnie mnie pocałował.
 - Chcesz coś do jedzenia? Picia? 
 - Nie. 
 - To co chcesz?
 - Ciebie. - pogładził mnie po policzku.
 - Masz mnie. Idę wziąć prysznic, czekaj tu. - wstałam i udałam się do łazienki.
    Po kilku minutach byłam już gotowa. Wyszłam z łazienki z turbanem z ręcznika na głowie i w samej bieliźnie i za dużej, męskiej koszulce. Stojąc w drzwiach mojego pokoju, przyglądałam się Alexowi.
    Był bez koszulki, w samych spodenkach. Siedział przy biurku i serfował w sieci.
 - Nie przypominam sobie, żebym pozwalała korzystać Ci z mojego laptopa. - chłopak odwrócił się w moja stronę, a ja posłałam mu niewinny uśmiech. 
 - Nudziłem się tu bez Ciebie. Nie martw się, nie czytałem twoich wiadomości, nie jestem wścibski.
 - Niczego takiego Ci nie zarzucam. - usiadłam po turecku na łózko. - Chodźmy spać, jest już późno.
 - Jak sobie życzysz. - Alex wyłączył laptopa. Podszedł do łóżka i usiadł obok mnie. Położyliśmy się i przykryliśmy kołdrą. Alex przytuli mnie do siebie. Pocałował moje ucho i zaczął zjeżdżać w dol, do szyi. Następnie zaczął obsypywać pocałunkami moje ramie. Jego lewa dłoń zataczała kółka na moim brzuchu. Czułam, jakbym miała w nim stado motyli.
    Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę i namiętnie pocałowałam. Wplotłam palce w jego włosy. Trwaliśmy tak aż do utraty tchu. Gdy Alex się ode mnie oderwał, zaczęłam całować jego szczękę, szyje. Wreszcie położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zamknęłam oczy. On zaś zaczął głaskać mnie po włosach.
 - Jestem zmęczona...
 - Ja tez. Dobranoc, Cassie.
 - Dobranoc. 
    Wkrótce usnęłam w jego ramionach.


 - Jen, pakuj się. - oznajmiłam, usłyszawszy "Słucham" w telefonie. 
 - Gdzie i po co?
 - Jedziemy nad jezioro. My dwie. Babski weekend. Co ty na to?
 - Cassie nie mam na takie rzeczy humoru...
 - Taka rzecz Ci go poprawi. No jedz ze mną, nie daj się prosić...
 - Kiedy?
 - Dziś. Musisz się pospieszyć.
 - Nie mogłaś mi wcześniej o tym powiedzieć?
 - Nie, bo miałam jechać tam z Sophie, ale ona jednak nie może. Sama nie pojadę, a szkoda zmarnować taki wyjazd.
 - Na ile dni?
 - Do niedzielnego poranka.
 - Mam spędzić 3 noce nad jakimś jeziorkiem?
 - Nie jakimś, nie jakimś. Poza tym, mam zarezerwowany domek. Jen, proszę!
 - Weź Alexa.
 - Nie chce. Wole spędzić ten czas z Tobą.
 - Ile mam czasu?
 - Za dwie i pół godziny masz być pod bibliotekom. Zabierz tylko najpotrzebniejsze rzeczy. 
 - Postaram się.
 - Liczę na Ciebie, pa. - rozłączyłam się nie czekając na pożegnanie ze strony przyjaciółki. Odetchnęłam z ulga.
 - I jak Ci poszło? - spytał Alex, który własnie wszedł do kuchni. Mokre włosy opadały mu na czoło, a T- 
shirt przyklejał się do wilgotnego torsu.
 - Dobrze. Połknęła haczyk. - szybko wystukałam wiadomość o ten samej treści do Rona i wysłałam ją.
 - Niezły z Ciebie kłamczuszek.
 - To była wyjątkowa sytuacja. Nie lubię kłamać.
 - Świetnie Ci to wyszło. Jestem z Ciebie dumny.
 - Mhm... - upiłam kilka łyków kakao. - Jeśli ty wymyślisz coś takiego dla mnie, to ja Cie po prostu zabije. Wiec lepiej będzie dla Ciebie, jeśli zniszczysz te pomysły w zalążku.
 - Tak jest, kapitanie! - zasalutował.
 - Spocznij. - burknęłam widząc, jak mój ukochany dalej stal spoglądając na mnie. - Martwię się o Rona... Ona go przecież zabije. 

 - I nas przy okazji tez, jak tylko nas spotka.
 - W każdym razie, już po nas. 
 - Wróciłam! - Sophie wparowała do kuchni i usiadła na krześle obok mnie.
 - Hej. Jak tam?
 - Dobrze. I co z ta cala niespodzianka dla Jen?
 - Czekamy.
 - Na śmierć. - wtrącił Alex.
 - O co Ci chodzi? - Sophie zwróciła się do niego.
 - A o to, ze Jen nas wszystkich za to pozabija. - odpowiedziałam jej.
 - Ale przecież ja nic nie zrobiłam! 
 - Myślę, ze według Jen wszyscy będą winni. 
Zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i odebrałam.
 - Cassie, mamy problem... - w słuchawce usłyszałam głos Rona.
 - O co chodzi?
 - Zgubiłem gdzieś klucze od domku.
 - Jesteś idiota! Sprawdź we wszystkich kieszeniach, ja zobaczę, ze nie ma ich u mnie. Dzwon, jak coś. - rozłączyłam się.
 - Kto jest idiota oprócz mnie? - Alex uśmiechnął się i podszedł do mnie.
 - Twój najlepszy przyjaciel. A teraz ruszcie się i szukajcie kluczy. Ten kretyn gdzieś je zgubił...
 - Dobra, już się robi. - Sophie wstała i poszła do salonu.
 - Ty tez. - podniosłam wzrok na chłopaka.
 - Mhm, już idę. - wyszedł z kuchni, a ja razem za nim i razem udaliśmy się na gore.

 - Mam coś! - po kilku minutach poszukiwań usłyszeliśmy z dołu krzyk Soph. Zbiegliśmy na dol. - To o te  klucze chodziło?
 - Tak! - wzięłam do reki klucze. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer Rona. - Mamy je.
 - Świetnie. Zaraz tam będę.
 - Czekamy.
 - Przyjdzie? - spytał Alex.
 - Zaraz będzie.


 - Jeszcze raz dzięki.
 - Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się do niego.
 - Na pewno dacie rade?
 - Tak, nie martw się Ron.
 - Wracamy o piątej . Miejcie już wszystko gotowe.
 - Stary, idź już. Odpocznij, my damy rade. - wtrącił Alex.
 - Na pewno?
 - No idź już! 
 - No dobra, pa. - wyszedł z domu.
 - Wiec jedno mamy z głowy.
 - Musimy iść na zakupy... - oznajmiłam.
 - I tu się muszę z Tobą zgodzić. Moja mama powiedziała, ze może z nami jechać. 
 - Milo z jej strony.
 - Będę się chyba zbierał...
 - Nie! Nie ma mowy. Chcesz mnie zostawić tu samą?
 - Tak. - wyszczerzył się.
 - To było niemile... Jak chcesz to idź. - ruszyłam w stronę schodów, a on złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i mocno przytulił.
 - Wracam za godzinę. Pa - pocałował mnie i wyszedł.
Poszłam na gore do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Jen zapewne wrzeszczy teraz na Rona. Mnie tez się oberwie za to wszystko.


    Obudził mnie trzask zamykanych drzwi. Powoli usiadłam na łóżku i zobaczyłam Alexa siedzącego na jego brzegu.
 - Wyspałaś się? - wyszczerzył się.
 - Nie.
 - Przepraszam, ze Cie obudziłem.
 - Nie ma sprawy.
 - Ubieraj się, musimy iść do tego sklepu.
 - Mhm. - wstałam, wzięłam z fotela bluzę i ubrałam ja. - Jestem gotowa.
 - To chodź. - Alex wziął mnie za rękę i ruszyliśmy do sklepu.
    Mama Alexa przyjechała do nas, byśmy nie musieli nosić zakupów, a było ich dość sporo. Masa słodyczy i napoi.
    Ron do tej pory nie dal znać, co u niego. Pozostało nam tylko robić to, co wcześniej ustaliliśmy - przygotować urodziny dla Jen.



____________________________________________________


Hej misiaki! 
Na wstępie powiem, że nie jestem zadowolona z tego rozdziału ani trochę. No, może znajdzie się coś... A jeden moment wręcz kocham, ale ogólnie to chała. 
Ale cóż... Kompletny brak weny. I mimo, iż są wakacje, nie liczcie na częstsze rozdziały. Jeśli coś napisze, będę od razu wstawiała, więc rozdziały mogą nie pojawiać się co niedziele, jak dotychczas. Ale postaram się, by chociaż 1 rozdział tygodniowo się pojawił ^^
Co by tu dalej... Mówiłam już, że nie podoba mi się ten rozdział? ;c
Chciałabym już dotrzeć do tego punktu kulminacyjnego, ale muszę obmyślić, jak to w końcu będzie.
Zapraszam do komentowania i obserwowania ^^
Linki do blogów zostawiajcie w zakładce SPAM - postaram się wpaść.
Co tam jeszcze...
O!
WAŻNA INFORMACJA dla czytelników YAMHSETS
Rozdział na pewno nie pojawi się w najbliższych dniach. Nie mam weny i wszystko co pisze, to kompletna klapa. Powyższy rozdział pisałam wcześniej, więc powiedzmy, jeszcze jakoś wyszedł. Ale co ELL - porażka. Także... Na razie na to nie liczcie. Postaram się coś szkryfnąć, ale nie obiecuję.
No to na dziś tyle.
Do następnego ;3
Bonia.