czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 1

    Biegnę.
    Biegnę przez ciemny korytarz. Nie poruszam się nie przód, lecz wciąż biegnę bo wiem, że na końcu tego ciemnego korytarza coś na mnie czeka. Tak bardzo chce dowiedzieć się, co jest na końcu tego korytarza. Dostrzegam światło i...
    W tym momencie budzi mnie dźwięk budzika. Wyłączam go natychmiast, bo nienawidzę tego dźwięku. Przypomina mi o mojej szarej rzeczywistości. Siadam na łóżku i przeciągam się, po czym wstaje i patrze w lustro. Jak zwykle jestem zlana potem. Przez całe lato  śniło mi się to samo. Ten sam koszmar. Próbowałam gdzieś dobiec, ale bez najmniejszego skutku. Psycholog mówi, że to przez ten wypadek. Może i ma rację. Kto wie. Rozczesuję splątane włosy, splątuje je w warkocz i przyłapuje się na przyglądaniu bliźnie nad łukiem brwiowym. Jeszcze trochę i zniknie całkowicie. Spoglądam w swoje zielone, lekko zaczerwienione oczy i stwierdzam, że wyglądają tak beznadziejnie jak zawsze. Są takie od tego wypadku, ponieważ przez te koszmary nie mogę spać spokojnie. Zielone oczy, mały nos, pełne usta, blada cera, blond włosy. To cała ja.
  - Teraz czas na prysznic - mówię sobie cicho. Ostatnimi czasy cały czas mówię do siebie. Albo do kogoś, jakiejś istoty, która czuwa nade mną? Sama nie wiem. Może i ktoś czuwa, chociaż wątpię, by ktoś oprócz mojej zatroskanej mamy chciałby pilnować mnie 24 godziny na dobę. Ciesze się, że pozwoliła mi wrócić do szkoły. Jest to wielki sukces, zważając na to, że bała się wypuścić mnie na ogród, żebym mogła zaczerpnąć świeżego powietrza. Wchodzę do łazienki, załatwiam swoje potrzeby, po czym rozbieram się i wchodzę pod prysznic. Woda jest taka orzeźwiająca... Po umyciu, stoję jeszcze chwilę pod spływającą wodą i rozmyślam. Ciekawe, czy ktokolwiek oprócz Jen i Rona zwróci na mnie uwagę. Nie to, żebym jej potrzebowała. Do szczęścia potrzeba mi tylko moich dwóch najlepszych przyjaciół. Ciekawi mnie tylko, czy zrobią się dla mnie mili do bólu, bo miałam wypadek. "Oh, biedna Cassie, dobrze, że nic jej się nie stało!" Mam nadzieję, że oszczędzą mi tej żenady.
    Wychodzę spod prysznica i wycieram się dokładnie. Zakładam czysta bieliznę oraz szlafrok i wracam do pokoju. Otwieram szafę i wyciągam z niej pierwsze lepsze jeansy i T-shirt. Muszę pożegnać się z dresami, w których spędziłam niemalże całe lato. Chyba się do nich trochę przywiązałam. Ponownie podchodzę do lustra. Dostrzegam brak pewnej rzeczy - skarpetek. Pospiesznie wyciągam jedną parę z szuflady i zakładam. Nakładam delikatny makijaż, poprawiam włosy, zakładam bluzę, biorę torbę i schodzę na dół na śniadanie. Jak zwykle na śniadanie dostaje płatki, sok pomarańczowy i jakies witaminy, bo niby jestem za slaba. Wstaję od stołu i myje po sobie miskę i kubek mimo próśb mamy, żebym tego nie robiła, bo mogę się przez to przemęczyć. Jeszcze chwile nalega, bym pozwoliła jej zawieźć się do szkoły, ale stanowczo odmawiam i w końcu daje mi spokój. Wychodzę z kuchni i kieruje się w stronę wyjścia. Zakładam trampki i wychodzę. Mam już dość słuchania tego bełkotu. Wiem, że martwi się o mnie, ale myślę, że przesadza. Do szkoły mam jakieś 10 minut, więc wyciągam z torby słuchawki i mp3, po czym włączam swoją ulubiona piosenkę. Nie tylko ja ją uwielbiam. Jen także się nią zachwyca. Ron zawsze dziwi się, czemu się tak cieszymy, gdy puszczają ją w radiu. Tłumaczymy mu zawsze, że po prostu jest facetem i nigdy nas nie zrozumie, a wtedy on przestaje zadawać głupie pytania.
    Do szkoły doszłam trochę wcześniej niż zamierzałam, oznacza to, że będę musiała poczekać na nich przed szkołą. Nie zachwyca mnie ten pomysł. Stać obok tych wszystkich ludzi gapiących się na mnie, ale wiem, że oni by na mnie poczekali, wiec robię to samo. Nie potrafię stać bezczynnie, więc zaczynam chodzić dookoła donicy z małym drzewkiem. Lubię to drzewo. Mam z nim miłe wspomnienia. Między innymi ty poznałam moich najlepszych przyjaciół. Słuchając po raz kolejny tej samej piosenki zatracam się w myślach. Myślę o wszystkim, byle nie o wypadku. Wspominam, jak poznałam Jen i Rona, mój pierwszy dzień w tej szkole, wszystkie sprzeczki. Myślę, jak to będzie w ostatniej klasie, czy będę płakać, gdy będę musiała żegnając się z tym budynkiem, z ludźmi i nawet z moją klasą, za którą niespecjalnie przepadam. Zastanawiam się, co mama przygotuje dziś na obiad, czy będzie nalegała, by po mnie przyjechać, czy... Czuję, że ktoś na mnie wpada, ląduję na ziemi i zaciskam mocno powieki. Gdy je otwieram, stoi nade mną chłopak o jasnobrązowych włosach, szarych oczach i pięknych ustach. Nie powiem, jest przystojny. Pochyla się nade mną i podaje mi dłoń.
 - Hej, nic Ci nie jest? - pyta nieznajomy i pomaga mi wstać.
 - Nie, w porządku. - odpowiadam cicho.
 - Przepraszam, zagapiłem się i Cie nie zauważyłem... Naprawdę, bardzo przepraszam. - Boże, ma taki piękny głos, mogłabym go słuchać wieki. Jest ode mnie wyższy 10, może 15 centymetrów i jest nieziemsko przystojny. Nigdy wcześniej go tu nie widziałam... - Hej, nic Ci nie jest? Słyszysz mnie? Wszystko w porządku?
 - Tak, tak. Już mówiłam, że wszystko gra. - Zupełnie jak moja matka...
 - Może chcesz iść do pielęgniarki?
 - Nie, żadnych lekarzy czy pielęgniarek. Wszystko ze mną w porządku, tylko się przewróciłam. Nic mi nie będzie - odpowiadam, trochę zbyt nerwowym tonem. Pewnie go do siebie zraziłam, tak jak każdego innego. Z resztą, nie obchodzi mnie to.
 - Ah, jasne. Jeśli tak mówisz. Jestem Alex, a ty, masz jakieś imię?
 - Ta... to znaczy tak. Cassie.
 - Miło było Cię poznać Cas, może się jeszcze zobaczymy. Jeszcze raz przepraszam. Na razie! - odszedł. Teraz jestem pewna, że zrobiłam coś nie tak. Ktoś zasłania mi oczy.
 - No, no, no. Cassie Flemming. Pierwszy dzień szkoły, a ty już podrywasz nieznajomych? - to Jen. Jak zwykle wzięło ją na żarty.
 - Jenno Fell, radzę ci pilnować twojego chłopaka,  a nie czepiać się swojej poszkodowanej przyjaciółki. Ten oto chłopak przewrócił mnie i na dodatek był tak bezczelny, by spytać mnie o imię! - obie zaczęłyśmy się śmiać. Stojący za nią chłopak, Ronald Donovan przewrócił oczami. - Stęskniłam się za wami - przytuliłam mocno Jen, po czym Ron objął nas dwie i pocałował nas obie w czubek głowy.
 - Moje małe dziewczynki - uścisnął nas mocniej - Ciebie, nie oddam nikomu - zwrócił się do Jen - Natomiast Ciebie nie oddam byle komu. Ten ktoś musi być wyjątkowy, tak jak i ty. - puścił nas.
 - Ron, bo będę zazdrosna! - Jen zaśmiała się cicho - Cas, więc kto to był?
 - Tez chciałabym wiedzieć. Jakiś Alex, nigdy wcześniej go tu nie widziałam...
 - Ale nie powiesz, jest przystojny! - Jen uśmiechnęła się łobuzersko po czym przytuliła się do Rona - Ale oczywiście, ty jesteś od niego przystojniejszy! - puściła do mnie oko i uśmiechnęła się.
Jak zwykle wyglądali ślicznie. On, ciemnowłosy chłopak, o ciemnej cerze, piwnych oczach i wąskich ustach i ona, wyglądająca jak ja z wyjątkiem oczu. Oczy miała niebieskie.
 - Jen, masz śliczną sukienkę - uśmiechnęłam się. Uśmiech rzadko gości na mojej twarzy, jeśli już, to tylko przy nich.
 - Dziękuję. Tez mogłaś włożyć coś... No wiesz. Musimy kupić Ci kilka sukienek, w kółko chodzisz w tych okropnych jeansach i T-shircie. Co o tym sądzisz, Ron?
 - Jestem za. W takim stanie nigdy nie znajdziesz chłopaka - głupkowaty uśmiech zagościł na jego twarzy - To kiedy idziemy do centrum? Wiesz kochanie, że muszę się przygotować psychicznie do kilkugodzinnej wędrówki po sklepach. - uśmiechnął się szeroko i delikatnie pocałował Jen w usta. W tej samej chwili rozległ się dzwonek.
 - Powinniśmy iść - powiedziałam zażenowana faktem, że planują kupić mi ubrania i szukać mi chłopaka bez mojej zgody. Poszliśmy w stronę naszej sali. Moje gołąbeczki jak zwykle szli za mną za rękę. Po chwili dołączyliśmy do reszty klasy i weszliśmy do sali. Zajęłam swoją ulubioną ławkę - przedostatnią przy ścianie. Ron i Jen usiedli przede mną.
- Dzień dobry - powiedział pan Evans. Wtedy rozległo się pukanie do drzwi i do sali wpadł on. Chłopak, który parę minut temu wpadł na mnie przed szkołą.
- Przepraszam za spóźnienie. - powiedział zadyszany. Ciekawe, dlaczego się spóźnił...
- O, dobrze, że jesteś. - powiedział uradowany Evans - To nowy uczeń Alex Seville, będzie uczęszczał z wami do klasy. - oznajmił.



____________________________________________________

Jeśli to czytasz, pozostaw komentarz ze swoją opinią, bardzo mi na tym zależy.
Jeśli masz jakieś sugestie, podziel się nimi ze mną :D
Zapraszam również do obserwowania mojego bloga.
Podzielcie się tez swoimi blogami, chętnie je przeczytam. ;3

7 komentarzy:

  1. Super jak narazie!
    Czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest świetny :D! Idę czytań następny..
    Zapraszam do mnie.. poczytaj w wolnym czasie :) krainalez.blogspot.com obserwuję <3 ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie trafiłem tutaj przed chwilą, ale myślę że zostanę na dłużej, bo zapowiada się ciekawie :)
    Zapraszam do siebie -klik- tematyka zupełnie inna, ale może coś się spodoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka! :D Rozdział jest bardzo cieawy - lecę czytać następne, mam nadzieje, że szybko mi to zejdzie, bo chcę nadążyć :D Dopiero dzisiaj wpadłem na twojego bloga i czytam :D Świetny jest jak na razie, tylko ten Ronald... ;_: Taki dziwny xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://cwiercwieczeposkromienia1.blogspot.com/
      Podzielę się też swoim blogiem o Igrzyskach Śmierci :D
      http://krysztalowe-kamienie-scott-rain.blogspot.com/
      I takim, na który pomysł powstał w mej głowie :D

      Usuń
  5. Świetne, świetne, świetne :>
    Żałuje, że wcześniej nie natknęłam się na twojego bloga^^
    No więc zabieram się do czytania kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, miałam się podpisać0.0
    To takie uzupełnienie poprzedniego komentarza:
    ~Mer

    OdpowiedzUsuń