czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 3

    Budzę się. Kolejny szary dzień. Czas rozpocząć mój codzienny rytuał. Siadam na łóżku, przeciągam się, wstaje, spoglądam w lustro, wychodzę do łazienki, myje się, wracam do pokoju, ubieram się. Nic nowego. Może z wyjątkiem ubrań. Dziś założę jasne jeansy i niebieską koszulkę. Ubieram się po czym załadowuje torbę kilkoma przypadkowymi zeszytami, mp4-ką z podłączonymi słuchawkami oraz portfelem. Cholerna Jen. To, że kupię sobie sukienkę i od czasu do czasu przyjdę w niej do szkoły sprawi jej przyjemność. Biorę do ręki bluzę, zakładam na ramię torbę i schodzę na dół. Na stole jak zwykle czeka na mnie śniadanie. O, a to nowość. Dziś dostałam jajecznice i... Alex. Przy stole w mojej kuchni siedzi Alex. Jego mania prześladowcza nie zna granic. Dlaczego moja mama go w ogóle wpuściła?- Cześć kochanie! - mama cmoknęła mnie w policzek - Masz gościa - uśmiechnęła się.
 - Zauważyłam. Mogłaś mi wcześniej powiedzieć. - usiadłam przy stole na przeciwko niego i przysunęłam do siebie talerz. Mama poszła na gore. - Co tu robisz? - zapytałam. Zabrzmiało to dość niegrzecznie. W zasadzie, to bardzo.
 - Przyszedłem po Ciebie, w końcu idziemy w te sama stronę.
 - Nie prosiłam Cie o to. Znam drogę.
 - A mam wrażenie, ze jest wręcz przeciwnie. - uśmiechnął się. W zasadzie, ma ładny uśmiech. Czasami głupkowaty, ale mimo wszystko ładny.
 - Nigdy więcej tego nie rób, albo Cie zabije. - powiedziałam głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Wtedy mama pojawiła się w kuchni.
 - Cassie, może was podwieźć? Akurat jadę w te stronę. - uratowała mnie... Nie lubię samochodów, ale podwózka oznacza , że spędzę z nim mniej czasu.
 - Chętnie. - dokończyłam jeść i włożyłam talerz do zlewu - Umyję jak wrócę. - oznajmiłam po czym dopiłam sok, a szklanka trafiła tam gdzie talerz. Założyłam bluzę, zarzuciłam na ramię torbę i poszłam do przedpokoju gdzie ubrałam buty. - Alex, rusz się. - chłopak posłusznie wstał, ubrał buty i otworzył mi drzwi. Wyszłam. On zaczekał na moją mamę, ją też przepuścił i dopiero wtedy wyszedł. Podeszliśmy do auta. Otworzył przede mną drzwi, ale ja, co było dość niemiłe, obeszłam auto i usiadłam z przodu. On zaś usadowił się za moja mama. Chwile potem ruszyliśmy.
    W drodze do szkoły moja mama i Alex rozmawiali o pogodzie i innych głupotach. Nie udzielałam się w ich rozmowie. Podróż zajęła nam zaledwie 4 minuty, co bardzo mnie ucieszyło. Wysiedliśmy i ruszyliśmy w stronę wejścia.
 - Widzisz? Nie zgubiłam się. Po coś przylazł do mojego domu? Masz jakąś manie prześladowczą?
 - Nie, po prostu Cie lubię.
 - Nie znasz mnie.
 - I to w Tobie lubię. Twoja tajemniczość. Ale również chce Cie poznać. Wiec jak? Pozwolisz mi?
 - Wątpię. - powiedziałam cicho i przyśpieszyłam. Przy wejściu do szkoły czekali na mnie Jen i Ron. Moja przyjaciółka szczerzyła się jak głupia. - Jestem. Mama mnie podwiozła.
 - Czy ty chcesz nam wmówić, ze wsiadłaś do auta? Nie wierzę... - powiedziała Jen, zszokowana tym, co właśnie usłyszała.
 - Byłam zmuszona. - zostawiłam ich z Alexem i poszłam do swojej szafki. ściągnęłam bluzę i wsadziłam ją do niej. Ten dzień nie będzie należeć do najlepszych w moim życiu.
 - Co jest takiego dziwnego w tym, ze wsiadłaś do auta? - usłyszałam za sobą głos Alexa.
 - Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
 - Musze, jeśli jest to związane z Tobą.
 - Miałam wypadek. Teraz Ci lepiej?
 - Przepraszam, nie wiedziałem. Kretyn ze mnie. - głos mu posmutniał.
 - Masz racje.
 - To było niemile. - zaśmiał się. Niby było niemile, a jednak go rozśmieszyło. A to dziwne.
 - Chodź, lekcje zaraz się zaczną. - ruszyłam w stronę klasy. Oparłam się o ścianę i czekałam na dzwonek. Chwile po dzwonku weszliśmy do sali. Alex usiadł za mną.
Cały dzień minął nam dość szybko, przynajmniej mi. Cieszył mnie fakt, że Alex nie zmuszał mnie do rozmowy z nim. Nie zaczepiał mnie na lekcjach. No, może czasami. Mówił, ze nie rozumie zadania i prosił mnie, bym mu wytłumaczyła, ale ja i tak wiedziałam o co mu chodzi. Po szkole mieliśmy iść do galerii, znowu z Alexem. Myślę, że on nigdy nie da mi spokoju. Niech robi co chce, byleby nie przychodził do mojego domu.
    Tym razem wyszliśmy ze szkoły razem. Nie uciekałam im, bo wiedziałam, że to i tak nie ma sensu. Prosto ze szkoły poszliśmy do sklepów. Jen zachwycała się co trzecią rzeczą. Mi podobało się zaledwie kilka i żadna z nich nie była sukienką albo spódnica. Jen chodziła po sklepach z Alexem, który zdawał się to lubić. Ja i Ron, tradycyjnie z reszta, trzymaliśmy się z tylu. W końcu, po jakiejś godzinie szukania, Jen znalazła dla mnie kilka ubrań. Wepchnęła mnie z nimi do przymierzalni  i kazała się w każdym z nich pokazać. Według mnie, nie było w tych ubraniach nic wyjątkowego. Mimo to, kupiłam wszystkie: 2 sukienki, spódnica, koszula i buty. Wątpię, ze wyjdę w tych ubraniach więcej niż raz. Z wyjątkiem butów, bo kupiłam sobie trampki, a uwielbiam w nich chodzić. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do Subway'a. Jako, ze nie lubię nowości, zamówiłam to co zwykle, czyli małą kanapkę i sprite. Kanapki zjedliśmy na miejscu. Moi towarzysze kilkakrotnie próbowali wciągnąć mnie w rozmowę z nimi ale im się nie udało. I dobrze. Gdy zjedliśmy rozeszliśmy się do domów.
    Po kilku dniach przywykłam już do chodzenia do i ze szkoły z Alexem. Nawet zaczęłam z nim rozmawiać, z czego Jen bardzo się ucieszyła. W końcu polubiła go już pierwszego dnia.
 - Jak tam noc? - spytał Alex gdy zamknęłam drzwi z domu. Czekał na mnie pod moim domem. Jak codziennie. Nie wchodzi już do środka, za co jestem mu bardzo wdzięczna.
 - Dobrze. A twoja?
 - Bardzo dobrze, ale... Z tobą byłaby o wiele lepsza. - uśmiechnął się.
 - Mówiłam Ci już, ze mnie to nie śmieszy. - odpowiedziałam. Ruszyłam, dosyć szybko. Chyba nie chce z nim dziś rozmawiać, wzięło mu się na dowcipkowanie...
 - No nie gniewaj się, Cas! - podbiegł, żeby mnie dogonić. Położył rękę na moim ramieniu.  -  Nie chciałem Cię w żaden sposób urazić. - zdjęłam jego rękę ze swojego ramienia.
 - A ja nie chcę słuchać takich głupot. Idź z tyłu, z przodu, gdzie tylko chcesz, ale nie obok mnie, jeśli masz zamiar tak żartować. - wyciągnęłam mp-4 i słuchawki, ale nie pozostały na długo w moich rękach. Wyrwał mi je Alex. - Co robisz?
 - Nie słuchaj muzyki, jak idziesz ze mną.
 - Nie prosiłam się, żebyś ze mną szedł. - znowu to samo. Robi wszystko, żeby tylko mnie zdenerwować. Chyba daje mu to satysfakcję, czy coś.
 - Ale ja tak. Proszę, porozmawiaj ze mną.
 - O czym znowu chcesz rozmawiać?
 - O Tobie.
 - Dla odmiany porozmawiajmy o Tobie, co ty na to? - wszystko, byleby tylko przestał mnie wypytywać.
 - Może być. Więc... W sumie, to trochę kłamałem. - spojrzałam na niego zaciekawiona. Zerkał na mnie kątem oka. A to ciekawe. Pan doskonały kłamie, co? - Mój ojciec żyje. Umarł dla mnie i dla matki, ale żyje. Zostawił nas, jak byłem mały, no, może nie aż tak. Pamiętam go. Mówił, że pracuje. A tak na prawdę spotykał się z kochanką. Okłamywał nas. Po rozwodzie nie widziałem się z nim ani razu. Wyrzekł się mnie. No, ale to stare dzieje. - uśmiechnął się smutno. Nagle zrobiło mi się go strasznie żal... I chyba zaczęłam go rozumieć. Na jego miejscu zrobiłabym to samo.
 - To dlatego się przeprowadziliście?
 - Wcześniej tak. Teraz był inny powód. Ale o tym już mówiłem... - spojrzał na mnie pytająco. Pokręciłam głowa. - Czyli nie słuchałaś, mam rację? Tak więc mama dostała tu ofertę pracy, bardzo dobrej, z resztą. Dlatego też się przeprowadziliśmy.
 - Grasz na gitarze, prawda? - słowa same wypłynęły z moich ust. Dlaczego o to spytałam? Przecież nie interesuje mnie to na tyle, żeby o to pytać.
 - Skąd wiesz? Ron Ci powiedział? - pokiwałam głową. - Wszystko jasne. Cas, co robisz dziś po południu? Znajomy polecił mi fajne miejsce, chętnie bym się tam wybrał, ale myśl o pójściu tam samemu, trochę mnie dołuje. Co ty na to, by mi towarzyszyć? Twoja mama by się ucieszyła.
 - Moja mama woli, żebym siedziała w domu, w swoim pokoju, bo tam jest bezpiecznie. Pójdę tam z  Tobą. Mam dość siedzenia w tych czterech ścianach. A co to za miejsce?
 - Niespodzianka. To trochę jak randka - uśmiechnął się. Już żałuję, że się na to zgodziłam. Jemu przecież tylko jedno w głowie. Ale widocznie ma jakiś powód, żeby nie mówić mi gdzie idziemy.  Po chwili doszliśmy do szkoły. Udaliśmy się pod klasę, zadzwonił dzwonek i zaczęły się lekcje. Okrutnie się ciągnęły. Po lekcjach pożegnałam się z Jen i poszłam razem z Alexem w miejsce, które polecił mu kolega.
    Szliśmy około 20 minut. Przeszliśmy przez miasto rozmawiając o sprawdzianie, który pisaliśmy na ostatniej lekcji. W każdym razie, lepsze to, niż kolejna głupia rozmowa. Gdy dotarliśmy na miejsce, zobaczyłam wielki budynek. Wiedziałam, co się w nim znajduje. Przychodziłam tu kiedyś z tatą, ale było to dawno temu. Nad wejściem do budynku widniał napis "GOKARTY". Weszliśmy do środka.
 - I jak, może być? - powiedział stając obok mnie. Przytaknęłam, mimo, iż nie bardzo pasowało mi przebywanie w takim miejscu. - Pojeździmy? - znowu kiwnęłam głową.  Boje się do tego wsiąść. Nigdy sama nie jeździłam. Alex zapłacił za dwa autka, po czym pomógł mi wsiąść do jednego z nich. Chwilę później on siedział już w jednej z trzech pozostałych maszyn. Podjechał do mnie. - Chodź, pojeździmy chwile. - ruszyliśmy.
   Jazda wcale nie jest taka skomplikowana. Szybko nabrałam wprawy. Po pół godziny jeżdżenia, Alex zatrzymał się i pokazał, żebym podjechała do niego.
 - Co jest?
 - Co powiesz na mały wyścig? - uśmiechnął się do mnie. Widać, że cieszy go to co robi.
 - Możemy. Ale nie mam z Tobą szans.
 - Każdy ma. Przegrany daje buziaka wygranemu! - puścił do mnie oko.
 - Alex, nie. Robisz to, bo wiesz, że przegram.
 - Dam Ci fory. Pasuje?
 - Nie ma mowy! - już po nim. Wygram, choćby nie wiem co! Uraził mój honor. Podjechaliśmy na początek trasy. Chciałabym wygrać... Musze wygrać! Wtedy powiedziałabym mu, że nie chce od niego całusa i byłby spokój.
 - 3... 2... 1... START!
    Ruszyliśmy. Nie szło mi najgorzej. Szliśmy łeb w łeb, co mnie pocieszało. Wciąż powtarzałam sobie, że muszę wygrać. Muszę odzyskać honor. Po chwili dojeżdżaliśmy już na metę. W ostatnich sekundach Alex przyspieszył i wyprzedził mnie. Po przekroczeniu linii startu Alex zwalniał, ale ja nie, mimo, że naciskałam hamulec. Zaciął się. Chciałam skręcić, żeby nie wjechać na ścianę, ale nie potrafiłam obrócić kierownicy. Ściana była coraz bliżej...
   Uderzyłam w nią, a po chwili straciłam przytomność.


_______________________________________________

Drodzy czytelnicy! O ile tacy w ogóle są ;3
Jeśli śledzicie losy Cassie, to bardzo by mnie ucieszyło, gdybyście pozostawili po sobie komentarz z opinią o rozdziale.
Nie obraziłabym się równieź, gdybyście zaobserwowali mój blog.
Dziękuje, że czytacie. To wiele dla mnie znaczy ;3

4 komentarze:

  1. Serio? Kolejny wypadek? Ty to wiesz jak mnie uśczęśliwić :D
    Zapaszam http://czy-istnieja-potwory.blogspot.com/ mam nadzieję że cie zaciekawi
    Ps. Zdejmij blokade dodawania komentarzy. Będę ci to pisała dopóki jej nie będzie

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś przerwać w takim MOMENCIE???
    Ok, biorę się do dalszego czytania :D
    ~Mer

    OdpowiedzUsuń