piątek, 28 marca 2014

Rozdział 6

- Co ty, do cholery, wyprawiasz? - odepchnęłam go od siebie i wstałam.
 - Cassie, zaczekaj. Przepraszam! Nie idź, proszę... - odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Nie obejrzałam się ani razu do tylu. Alex chyba dalej siedział na tamtej ławce.Nie szlam do domu, ani w żadne konkretne miejsce. Po prostu szlam przed siebie, mijając przechodniów, nie zważając na nic.
    W końcu stanęłam. Zatrzymałam się na środku chodnika. Co niektórzy spoglądali na mnie ze zdziwieniem. W końcu zatrzymałam się tak jakby nagle na mojej drodze wyrosła ściana. Podeszłam do ławki i na niej usiadłam. Powoli dotarło co się stało, co zrobiłam. Uciekłam. Bałam się co może z tego wyniknąć. Wyjęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam do przyjaciółki.
 - Halo? - usłyszałam głos w aparacie.
 - Jen...
 - O hej Cassie! Jak tam?
 - Mogłybyśmy się spotkać? - powiedziałam cicho.
 - Jasne. Gdzie? - rozejrzałam się.
 - Jestem niedaleko twojego domu. Przyjdź pod sklep. Będę czekać.
 - Co ty tu robisz?
 - Zaraz Ci powiem. Do zobaczenia.
Wstałam i ruszyłam w stronę omówionego miejsca. Stanęłam przy sklepie i oparłam się o budynek. Po kilku minutach przyszła Jenna. Podeszła do mnie.
 - Wiec? Co się stało? - uśmiechnęła się, a ja podeszłam i przytuliłam się do niej. Przyjaciółka objęła mnie. - Cassie... Coś Ci zrobił?
 - Pocałował mnie. - burknęłam.
 - O... - przytuliła mnie mocniej. - Może pójdziemy do mnie? Zostaniesz na noc. Rozerwiesz się. - pokiwałam głową. - Zadzwonię do twojej mamy. Chodź. - Złapała mnie za rękę i poszłyśmy do jej domu.
 - Mamo, Cassie zostaje u nas na noc. - krzyknęła, gdy weszłyśmy do jej domu.
 - Dobrze, chcecie coś do jedzenia? - jej mama wyszła z kuchni.
 - Ja nie chce. - powiedziałam.
 - Na razie nie, dzięki! - uśmiechnęła się do mamy i poszłyśmy do jej pokoju. Gdy wzeszliśmy, rzuciłam się na łóżko i przykryłam głowę poduszka.
 - Wiec jak to było? - odsłoniłam na chwile głowę.
 - Byliśmy w tej pizzerii. No i... było wszystko w porządku. Potem Alex chciał się przejść... Wiec poszliśmy do parku. Usiedliśmy na ławce, a on mnie pocałował. - znów zakryłam głowę - Idiota.
 - A wtedy ty uciekłaś aż tu?
 - Tak jakby... - burknęłam.
 - Idiota. - Jen położyła się kolo mnie i wyszarpała mi poduszkę. - Wiedziałam, ze mu się podobasz. Ale źle to załatwił. Nie znam większego kretyna.
 - A Ron? - odwróciłam do niej głowę.
 - Są ta tym samym poziomie. I co zamierzasz zrobić?
 - Udawać ze nic się nie stało... Nie. Będę go ignorować. To najlepsze rozwiązanie. - dostałam poduszką.
 - Jesteś jeszcze większą kretynka niż on. Przecież Alex Ci się podoba.
 - Nie prawda. Nie podob...
 - Nie kłam! - urwała mi. - Podoba Ci się. Niech to wreszcie dotrze do twojego małego móżdżka. Nie ma nic lepszego niż to, ze twój obiekt westchnień czuje do Ciebie mięte. Wiele ludzi marzy o czymś takim. A ty masz to gdzieś.
 - Zamknij się. - syknęłam.
 - Idę po coś do picia. Chcesz też?
 - Nie, obejdę się bez tego. - Jen wywróciła oczami i wyszła z pokoju. Wstałam, podeszłam do biurka i usiadłam przy nim. Po kilku minutach przyjaciółka wróciła.
 - Masz. - podała mi szklankę z sokiem. - Nie dąsaj się już. Próbuję Ci tylko uświadomić prawdę. Bo ty jak zwykle się oszukujesz.
 - To, że się oszukuje, to już moja sprawa. - wyciągnęłam z kieszeni telefon, na który własnie przyszedł SMS i w tym samym momencie Jen wyrwała mi urządzenie.
 - O! O wilku mowa. Alex pisze: "Cassie, przepraszam, poniosło mnie. Widocznie źle odczytałem sygnały. Jeszcze raz przepraszam". - powiedział naśladując Alexa. - Tyle, że on się nie mylił... Dobrze zrozumiał. Na jego miejscu zrobiłabym to samo.
 - Wtedy zostawiłabym i Ciebie. - oparłam się o krzesło. - Na prawdę nie przeszkadza mi samotność. Ale to już chyba wiesz, nie?
 - Gdybyś została całkiem sama, zaczęła by Ci doskwierać. To nie jest zbyt zdrowe, nie odzywanie się do nikogo, nie sądzisz?
 - Dla mnie zdrowe. W razie potrzeby, mogłabym się rzucić z mostu, lub coś.
 - Czy tu już kompletnie oszalałaś?! - Jenna zaczęła krzyczeć. - Ledwo uszłaś z życiem! Ilu osobom się to nie udali, hm? A ty z taką obojętnością mówisz o zabiciu się? Co się z Tobą dzieje?
 - Widzę, że nic tu po mnie. - wstałam i poszłam w stronę drzwi.
 - Masz rację. Odezwij się, jak skończysz pieprzyć takie rzeczy. - wyszłam i zeszłam na dół. Przy schodach spotkałam mamę Jen.
 - Juz wychodzisz?
 - Tak, przypomniało mi się, że mam coś do załatwienia. Przepraszam. - wysiliłam się na uśmiech.
 - Ah, jaka szkoda. Wpadnij kiedyś.
 - Dobrze. Do widzenia!
- Do widzenia. - uśmiechnęła się do mnie, a ja ubrałam buty i wyszłam.
    Początkowo szwendałam się po mieście bez większego celu. Nie chciałam wracać do domu. Nie daj boże, spotkałabym Alexa. Nie było też mowy, żeby odezwać się do Jen. Przecież chwilę wcześniej nawrzeszczała na mnie. Nie wiedziałam co mam ze sobą robić. Usiadłam na ławce, którą już dziś odwiedzałam i siedziałam na niej dopóki się nie ściemniło. Do domu wróciłam trochę przed dziewiątą.

 - Dziś będę musiała zmierzyć się z ostatnimi zdarzeniami... - powiedziałam do siebie stojąc przed lustrem w poniedziałkowy poranek. - Jestem żałosna.
    Byłam już gotowa do wyjścia. Nie miałam ochoty na śniadanie, więc z mojego pokoju udałam się prosto do wyjścia. Na moje szczęście, Alexa nie było przed domem. A może to wcale nie szczęście... Może lepiej było by z nim pogadać tu, sam na sam? Idiotka, zganiłam siebie. Najlepiej będzie go po prostu IGNOROWAĆ. Nie mam o czym z nim rozmawiać. Tak. Zgadza się. Nie mam... Te słowa nie przekonywały mnie. Jenna miała racje. Ale przecież nie mogłam tego przyznać. Nie potrzebuje chłopaka. Zapewne rzuciłby mnie po kilku dniach, a ja bym cierpiała. Cos takiego nie ma sensu. Z zamyślenia wyrwała mnie czyjaś ręka na ramieniu. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam zadyszanego Alexa. Wyciągnął mi słuchawkę z ucha.
 - Cassie, możemy pogadać? Proszę. - wydusił z siebie.
 - Nie mamy o czym...
 - Owszem, mamy. Przepraszam. Źle zrobiłem. Wiem, że nie masz ochoty mnie słuchać, ale chciałem przeprosić jak należy. Czy mogłabyś... - wpatrywałam się w niego. Prawdą było, że coraz bardziej mnie pociągał. Coraz bardziej mi się podobał. - Nie udawaj, ze mnie nie słyszysz.
 - Przecież słucham.
 - Więc co powiedziałem?
 - Masz aż taka sklerozę, żeby Ci przypominać?
 - Czyli nie wiesz... Zapomnijmy o całej tej sprawie, dobrze? Jakby nigdy tego nie było. - spojrzał na mnie z wyczekiwaniem. - Jesteś dla mnie ważna osoba. Nie chce mieć z Tobą złych stosunków. Chcę się dalej z Tobą przyjaźnić, proszę pozwól mi. - stanęłam na palcach i pocałowałam go delikatnie w usta. Nie mogłam się powstrzymać. Gdy zdałam sobie sprawę z tego, co robiłam, było za późno na odwrót.
 - Przepraszam. - burknęłam i odeszłam w strone domu, zostawiając zszokowanego Alexa za sobą.


____________________________________

Hej hej!
Taki trochę krótki ten rozdział, no ale cóż.
Jeśli wam się podobało, to zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza bądź obserwacji.
Chętnie też dowiedziałabym się, co chcielibyście zobaczyć w dalszej części. Może udałoby się to gdzieś wcisnąć.
Jeśli wyłapaliście jakieś literówki bądź błędy składniowe, piszcie, a poprawie. Nie jestem w stanie wyłapać wszystkiego.
Dziękuję za czytanie! To wiele dla mnie znaczy.

7 komentarzy:

  1. Ciekawe ciekawe. Znowu pierwszy komentarz należy do MNIE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To juź tradycja ^^ xD

      Usuń
    2. No a jak Ps. Założyłam bloga he he http://75hunger.blogspot.com/

      Usuń
  2. Blog jest świetny :D Bardzo podoba mi się to jak go prowadzisz i, że piszesz go zrozumiałym językiem :D
    Zapraszam też do mnie : http://loszawszesprzyjaludziomaleniemi.blogspot.com/ :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział <3 Trochę przesłodzony jest cały ten blog, ale to super!!! Jest pisany naprawdę dobrym językiem i bardzo mi się podoba :D
    Wow... Ona go pocałowała <3 :D
    Czekam na next z niecierpliwością :D
    Weny Ci życzę! ;P

    OdpowiedzUsuń