poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 7

    Tego dnia nie pojawiłam się w szkole. Cały dzień spędziłam przy komputerze. Nic nowego. Zawsze, kiedy nie było mnie w szkole, cały dzień spędzałam serfując po necie.
   Mama nie miała nic przeciwko temu, że nie poszłam do szkoły. Co innego z Jen. Od pierwszej lekcji zasypywała mnie pytaniami, dlaczego mnie nie ma. Nie odpisałam na żadną z wiadomości... Wątpię, że była z tego powodu zadowolona.  Wścieknie się, jak tylko mnie zobaczy, to pewne.
    Spojrzałam na zegar - zbliżało się południe, a ja wciąż nic nie zrobiłam. Tylko siedziałam wpatrując się w ekran. Było to trochę dołujące zważywszy na to, ze obiecałam sobie
 zrobić dziś coś pożytecznego.
 - Może pójdę pobiegać? - zapytałam sama siebie. Czy to, że mówię sama do siebie, jest normalne? Nie wiem i wiedzieć nie chce. Lubie to robić. Wyłączyłam laptopa, wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Z górnej polki ściągnęłam spodnie i bluzkę, której już tak dawno nie używałam. Kiedyś biegałam co 2 dni, ale przez to co wydarzyło się zaraz po zakończeniu roku szkolnego, nie miałam okazji a potem zwyczajnie nie miałam na to ochoty. Przebrałam się w wyciągnięte chwile wcześniej ubrania, zrobiłam kucyka i rozgrzałam się. Porwałam z biurka MP4 i zeszłam na dol.
 - Mamo, idę pobiegać. - krzyknęłam.
 - Tylko ubierz coś na siebie, bo zrobiło się trochę chłodno. - mama wyłoniła się z kuchni gdy kolo niej przechodziłam - Chcesz coś do picia?
 - Nie, kupie sobie po drodze wodę. - powiedziałam zakładając buty przy frontowych drzwiach.
 - Miłego biegania. - wróciła do kuchni a ja wzięłam z wieszaka bluzę, wyszłam z domu, włożyłam słuchawki i włączyłam muzykę. Nie było mi zimno, wiec bluzę zawiązałam sobie na pasie.
    Po jakichś 20 minutach zaczęłam się męczyć, co było efektem długiego braku ćwiczeń, wiec pobiegłam w stronę sklepu. Po 2 minutach byłam na miejscu. W sklepie było przyjemnie chłodno. Mama przesadzała z tym ze się ochłodziło - było jeszcze cieplej niż rano. Pogoda dopisywała mimo późnej pory roku - w końcu była już polowa października. Zwykle w tym czasie było już trochę chłodniej, ale to cale ocieplenie klimatu robi swoje. Nie przeszkadza mi to, dopóki nas nie zaleje woda z roztopionych gór lodowych.
    Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej małą wodę, następnie podeszłam do kasy, zapłaciłam i wyszłam ze sklepu. Wychodząc zobaczyłam kogoś, kogo przez cały dzień nie chciałam zobaczyć. Alex. Siedział na ławce na przeciwko sklepu. Głowę miał oparta na rekach tak, ze nie było mu widać twarzy - nie było możliwości, żeby mnie zauważył. Mogłam czmychnąć za budynek, ale moja ciekawość wzięła górę. Co robi o tej porze poza szkołą?
Przebiegłam przez ulice, podeszłam do ławki i usiadłam obok niego. On zerwał się i spojrzał na mnie. Miał podbite oko, rozcięta wargę a pod nosem miał resztki zaschniętej krwi. Spróbował się do mnie uśmiechnąć, ale na jego twarzy pojawił się grymas bólu.
 - Cześć - powiedział ochryple - Ładnie Ci w kucyku.
 - Co Ci się stało?
 - A nie widać? Bilem się. Poprzedzając twoje następne pytanie - jestem tu, ponieważ mnie zawiesili na jeden dzień. Oczywiście chodzi o dzień jutrzejszy, ale kazali mi iść dziś do domu.
 - Czemu i z kim się biłeś?
 - Czemu? Bo bylem zdenerwowany. A z kim? Z dupkiem. Gdyby nie Ron, leżałby już w szpitalu. - był wyraźnie zły, chociaż próbował to przede mną ukryć. Nie udawało mu się to.
 - A jak ten "dupek" ma na imię i co takiego uczynił?
 - John, z naszej klasy. A co zrobił? Po prostu istnieje. Tyle powinno Ci wystarczyć.
 - Nie musisz się nie mnie wyżywać. - wstałam, ale od razu poczułam jego rękę na mojej.
 - Zostań. - pociągnął mnie z powrotem na ławkę. - Proszę, zostań. Przy Tobie się uspokajam. - oparł głowę o moje ramie, zamknął oczy i zaczął powoli oddychać. - Gadał o Tobie jakieś głupoty. Nawet Jen kazała mu się zamknąć. On ja wyśmiał i zaczął gadać tez o niej. Ron próbował uspokoić nas obojga, chociaż sam był wściekły. Ale on jeden zachował zimna krew. Pozwoli mi mu kilka razy przywalić. Ja tez dostałem, z reszta jak widzisz. Potem mnie od niego odciągnął i mi przywalił, żebym ochłonął. Dobrze zrobił. Inaczej dalej bym tam stal i go napieprzał, a on i tak ledwo siedział. Słaby z niego przeciwnik.
 - Nie prosiłam Cie o to. - powiedziałam z dezaprobatą.
 - Wiem, ze nie prosiłaś. I wątpię, żebyś kiedykolwiek coś takiego zrobiła. Ale nie mogłem tego słuchać, posunął się z tym za daleko. Nie wiem, co mu odbiło. Uważałem go za spoko gościa, a tu takie rozczarowanie...
 - Powinieneś pójść do domu i się trochę ogarnąć, bo wygadasz tragicznie.
 - Trudno. - zaśmiał się. - Tak czasami w życiu bywa. Za co było to rano?
 - Za nic. Chciałam, żebyś się przymknął i mnie zostawił w spokoju.
 - Teraz tym bardziej Ci nie odpuszczę.
 - Wątpię, ze uda Ci się cokolwiek zdziałać. - wstałam - Chodź. Odprowadzę Cię do domu, żebyś nie wdał się w kolejna bojkę, a potem pójdę dalej biegać.
 - Ewentualnie mogę przystać na twoja propozycje. - wstał.
 - Nie życzę sobie, żebyś bił kogokolwiek z mojego powodu. Nie wiem, co na ten temat myśli Jen, ale ja wyraziłam się jasno i lepiej rób tak jak mowie.
 - Tak jest, proszę pani. - skłonił mi się.
 - Przestań. - ruszyliśmy w stronę domu. - Czego masz nie robić?
 - Kłaniać Ci się. - powiedział z dumą w głosie.
 - Nie wiem, czy jesteś tępy czy tylko udajesz. I chyba nie chce się tego dowiedzieć...
 - Jesteś zła? - pokiwałam głową. - Za sobotę?
 - Tez, ale bardziej za dziś. Co Ci odbiło?
 - Nie wiem. Ale było warto.
 - Warto mieć rozwalona wargę i podbite oko?
 - Nie. Warto było Cie pocałować. - spojrzał na mnie, a na moja twarz spłynął rumieniec. - Słodko się peszysz. - odwróciłam od niego głowę, a on objął mnie ramieniem.
 - Zostaw.
 - Dlaczego nie przyszłaś dziś do szkoły?
 - Bo nie miałam ochoty przebywać z Tobą w tym samym budynku, a tym bardziej pomieszczeniu.
 - A mimo to mnie pocałowałaś.
 - Własnie dlatego nie chciałam. - stanął - Co jest?
 - Możemy iść tamtędy? - wskazał na uliczkę po naszej prawej.
 - Przecież tedy jest bliżej...
 - Ja idę tedy. Nie musisz mnie odprowadzać. Idź biegać.
 - Wydziwiasz. Chodź.
 - Cassie dam sobie rade, idź.
 - Jak tam chcesz. Na razie. - wyślizgnęłam się spod jego reki i pobiegłam w przeciwna stronę. Kretyn. Nie prosiłam go, zęby bil się w mojej obronie. Nie lubię takiego zachowania. Po kilkudziesięciu metrach odwróciłam się, żeby zobaczyć, gdzie idzie. Ale on nigdzie nie poszedł. Stal wpatrując się przed siebie, jakby na kogoś czekał. I chyba rzeczywiście czekał, bo z naprzeciwka szla jakaś dziewczyna. Może to na nią czeka? Może z nią jest? Dlaczego w takim razie mnie pocałował? To wszystko jest zbyt skomplikowane.
    Po godzinie stwierdziłam, ze wystarczy biegania na dziś, wiec ruszyłam w stronę domu. Weszłam w idealnym momencie. W domu unosił się zapach naszej ulubionej zapiekanki.
 - I jak tam skarbie?
 - W porządku. Idę wziąć szybki prysznic i możemy jeść.
 - Dziś wraca tata. - powiedziała z uśmiechem na twarzy
 - Myślałam, ze wraca za tydzień. - zatrzymałam się przed schodami.
 - Widocznie szybciej skończyli i mógł wrócić. - W takim razie fajnie. - wdrapałam się po schodach, wzięłam z pokoju ubrania na przebranie i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i zeszłam na dol. Mama siedziała już przy stole na którym leżała zapiekanka.
 - Nałożyć Ci? - spytała gdy usiadłam przy stole.
 - Możesz. - podałam jej talerze i nałożyła nam po kawałku. - Kiedy wraca ojciec?
 - W nocy. Raczej się już z nim dziś nie zobaczysz.
 - Szkoda. - zjadłyśmy w ciszy. Wstałam, pozbierałam talerze i włożyłam je do zmywarki
 - Masz zamiar iść jutro do szkoły?
 - Tak, jutro już pójdę. - poszłam do salonu, usiadłam na kanapie i włączyłam telewizje.
    Po obejrzeniu dwóch z mama dwóch filmów poszłam na gore do swojego pokoju.
Wzięłam z szafki telefon, żeby zobaczyć czy nie ma jakichś wiadomości. Byłabym w szoku, gdyby była chociaż jedna, ale było ich aż pięć.  A dodatek były tez dwa nieodebrane połączenia. Pierwsze na myśl przyszło mi to, ze Jen coś ode mnie chciała. Otworzyłam wiadomości. Wszystkie były od Alexa i miały tą samą treść. "Moglibyśmy się spotkać?". Szybko wystukałam na klawiaturze odpowiedz. "Po co?". Na odpowiedz nie musiałam długo czekać. "Zobaczysz. Proszę." "Gdzie?". Odpowiedź przyszła natychmiastowo "Ba placu zabaw niedaleko naszych domów".
    Nie za bardzo miałam ochotę tam iść, ale ciekawość zwyciężyła. Ubrałam bluzę i zeszłam na dol.
 - Mamo, zaraz wrócę. - poszłam do drzwi frontowych, ubrałam buty i wyszłam. Skierowałam się w stronę placu zabaw. Po kilku minutach byłam już na miejscu.
    Na ławce w rogu placu siedział Alex z wielkim misiem. Podeszłam do niego.
 - Widzę ze w końcu znalazłeś przyjaciela. - powiedziałam, ledwo powstrzymując się od śmiechu. Alex wstał.
 - Cassie, wiesz... Zależy mi na Tobie. Nie mogłem się powstrzymać, żeby mu nie przywalić. Przepraszam. - wziął z ławki misia. - No i mis ma pytanie... Bardzo chciał Cie poznać.
 - Ym... To mile. - zaśmiałam się.
 - Cześć. - powiedział dziecięcym głosem i wyciągnął do mnie łapkę misia. Złapałam ją.
 - Cześć. - odpowiedziałam.
 - Alex jest kretynem i się mną wyręcza. - przybliżył do mnie misia - Ten kretyn się w Tobie zakochał i pyta, czy chciałabyś z nim być.


__________________________________________

No cześć. ^^
Ten rozdział wstawiam szybciej, bo nie mogę się doczekać waszej opinii xD
Poprawiałam na szybko, więc mogą być jakieś błędy, więc jeśli coś wyłapiecie, dajcie znać.
W komentarzach zostawcie proszę swoją opinię na temat Tego rozdziału.
Zapraszam również do obserwowania bloga i głosowania w ankiecie...
Możecie też zostawiać linki do swoich blogów - obiecuję, że wpadnę jak znajdę chwile.
To by było na tyle.
Do następnego rozdziału <3

3 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział czekam na następny. Znowu pierwsza. Tradycja utrzymana

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny!!!
    To trochę dziwne, że mama pozwoliła jej nie iść do szkoły... Też bym tak chciała...
    To takie słodkie, że on się pobił z jej powodu <3
    Miś genialny :D Jak przeczytałam co powiedział to po prostu myślałam, że umrę z zasłodzenia ;P
    Żygam tęczą i odlatuję na barwnym jednorożcu w stronę zachodzącego słońca <3
    Ale i tak super!!!
    Tylko jedna rzecz...
    Naprawdę nie obchodzą mnie literówki w blogach, bo każdemu to się zdarza i a prawie nigdy się ich nie czepiam (a u Ciebie ich nie znajduję w ogóle:D). Błędy ort. też... (i znowu ich brak u Ciebie :D) Każdy dyslektyk ma prawo do pisania. Ale aż mnie zżyma, kiedy widzę napis, cytuję: "Ubrałam bluzę" lub "ubrałam buty".
    W co je ubrałaś? Założyłaś im skarpetki? No błagam... Można mówić tak potocznie, ale nie w opowiadaniu... To jest błąd językowy... :'(
    Oprócz tego nie mam się czego czepiać! :D Powtórzę: Rozdział GENIALNY!!!
    Z niecierpliwością czekam na next!!! I zapraszam do siebie... Nie wiem czy czytałaś PJ i OH, a blog jest o tej tematyce... :
    http://oboz-herosow-nico-di-angelo-spite.blogspot.com/
    Weny Ci życzę!!! :P ;P :D ;D :) ;) :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Nie wiem czy czytasz mojego bloga (penie nie... :() ale informuję, że wstawiłam nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń